XIV Parowozjada

I co by tu napisać?…

To pytanie zawsze pojawia się w mojej głowie po każdej tego typu imprezie. Spędziłem kilka godzin w samochodzie, żeby pojawić się w sierpniowe przedpołudnie i znaleźć jakieś przyzwoite miejsce do parkowania. To zadanie zostało zrealizowane zgodnie z planem. Dalej to już poszło tradycyjnie. Trzeba przywitać się z kilkoma znajomymi, pogadać troszeczkę i zorientować w aktualnych ograniczeniach, które niewątpliwie przygotowała ochrona. No i na koniec, zdecydować się na którym metrze obowiązkowego płotu zająć swoje miejsce. Niestety pod tym względem Chabówka ma tę wadę, że zwykli wąchacze dymu i pary mają zawsze słońce w oczy (lub w obiektywy) i o ile jakaś chmura nie zlituje się i nie zrobi parawanu to kontrasty są nieuniknione. Ograniczony obszar nie daje również szansy na to aby jakoś uatrakcyjnić ujęcia, zatem nie ma co ukrywać, tegoroczne zdjęcia nie różnią się istotnie od wcześniejszych. Pod tym względem wolsztyńskie tereny okołoszlakowe dają ciut więcej swobody.

Podczas tradycyjnej parady zaprezentowało się 8 parowozów. Niektóre z nich można zobaczyć na innych spotkaniach ale w tym roku w Chabówce pojawiły się rodzynki. Największą dla mnie atrakcją był, przywrócony do życia po kilku latach nieobecności, Ty2-911. Miło było zobaczyć również gości z Pyskowic, którzy ze swoim Ty42-24 nie pojawiają się wszędzie i zawsze.

Parowozy w zasadzie przetaczały się przed widownią więc brakowało mi możliwości posłuchania i nagrania ich niesamowitych dźwięków. Trochę życia w nie wstąpiło podczas wspólnego przejazdu ale wtedy głównie można było posłuchać dźwięki gwizdawek, a nie wydechy z silników. Tego mi niestety w tym roku zabrakło.

Poza standardowymi punktami programu i miejscami okupowanymi przez mniej lub bardziej zainteresowaną gawiedź, udało nam się odwiedzić kilka zakątków zwykle niedostępnych podczas imprezy. Idąc za radą mojego znajomego, że „lepiej przepraszać, niż prosić o pozwolenie” pospacerowaliśmy sobie to tu, to tam, odwiedzając między innymi starego Rumuna. Biedak od lat czeka, jak widać, na lepsze czasy.

Tegoroczna rocznica odzyskania niepodległości jest eksploatowana na każdym kroku, zatem i tutaj nie zabrakło rekonstruktorów, miejsc, gdzie można było zapoznać się teoretycznie i dotknąć kawałeczka historii. Gościem specjalnym był potomek brata Marszałka Józefa Piłsudskiego, który opowiadał różne historie, prowadził konkursy i komentował inscenizację walk na peronie.

Nie mogę również pominąć bliskiego mi tematu, czyli obecności (podobnie jak w ubiegłym roku) symulatora MaSzyna działającego z rzeczywistym pulpitem lokomotywy ET41. Było to miejsce stale oblegane przez chętnych do spróbowania swoich sił za nastawnikiem.

Treść jest niedostępna.
Zaakceptuj politykę prywatności klikając przycisk Akceptuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.